poniedziałek, 29 lipca 2013

Prolog


~*~
Wszystko, co dobre już dawno przeminęło, już nigdy nie wróci, odchodzi w zapomnienie, ale jest jeszcze tysiąc opcji, by być lepszym, nie ma lepszych, ani gorszych. 
   Był późny wieczór, tak dokładnie już dawno zapadł zmrok, a porę dnia można było nazwać nocą.
5-tka dzieci już dawno spała tylko jedyna w rodzinie dziewczyna nie miała zamkniętych oczu. Wszystko dlatego, że odczuwała dosyć silny ból w głowie. Nastolatka nie przejmowała się tym ponieważ, dla niej to było normalne. Nigdy nie mówiła o tym rodzicom, by ich nie niepokoić, ale znając małżeństwo Lynch'ów nic, by z tym nie zrobili. Nagle ból tak się nasilił, że dziewczyna krzyknęła, tak głośno, że pobudziła wszystkich domowników i pewnie sąsiadów też. W pokoju panował pół mrok, który po chwili zakłóciła duża lampa. Oślepiła Delly w oczy, w wyniku czego dziewczyna schowała twarz w puchową kołdrę. Na rogu łóżka przysiadł dosyć młody tato Lynch, a mama zaś nachyliła się nad córką, sprawdzając co jej dolega. Pogłaskała ją po włosach i bardzo się zaniepokoiła. W jej ręku zostało kilka kosmyków, błyszczących, blond włosów córki. Mark z wrażenia prawie upadł na podłogę, Stormie także była bardzo zaniepokojona. Jednak oby dwoje zachowali się trzeźwo i dosyć spokojnie. Zadzwonili po pogotowie, które po chwili już stało przed domem Lynchów. Lekarze weszli domu, a gospodarze zaprowadzili ich do różowego królestwa córki. Zobaczyli tam nieprzytomną dziewczynkę zwiniętą w kłębek. Ratownicy rzucili się na blondynkę, próbując ją obudzić. Jednak nic nie pomogło, przenieśli nastolatkę na noszę i jak najszybciej zanieśli ją do dużego, ratowniczego auta. Stormie postanowiła pojechać z córką do szpitala, jednak miała obawę, czy jej niedoświadczony mąż zajmie się czwórką małych dzieci. Już po kilku minutach byli pod największym szpitalem w Los Angeles. Weszli pośpiesznie wielkimi, oświetlonymi drzwiami, zakręcając w każdy korytarz szpitala. Co chwilę każdy podchodził do łóżka z dziewczynką, zapisywał , pytał coś lub podawał lekarskie "zabawki". Matka bała się o zdrowie lub życie córki, tak bardzo ją kochała. Siedząc tak na poczekalni i patrząc przez szklane drzwi na lekarzy, którzy ratowali jej córkę, uświadomiła sobie ile tak naprawdę znaczą dla niej dzieci. Dostrzegła też w ciele trzynastoletniej dziewczyny swoją maleńką córkę, którą jeszcze kilkanaście lat wcześniej nosiła na rękach. Przypominała sobie wszystkie dobre i te złe wspomnienia. Obudziła się w niej matczyna troska, większe przywiązanie do dzieci.
  Weszła do sali, w której nastolatka leżała podłączona do najróżniejszych aparatur. Usiadła na krześle obok i przyglądała się córce dostrzegając w niej zmiany. Odgarnęła jej blond włosy przylegające do mokrego czoła i pogłaskała ją w tym miejscu. Dziewczyna wyglądała tak niewinnie, słodko i bezbronnie. Jej już ukształtowaną twarz okalały resztki włosów, po czole i policzkach spływał pot. Aparatura, do której została podłączona Rydel, monotonnie wydawała z siebie dźwięk *piip, piip* Melodia roznosiła się po sali echem, w tej ciszy to nawet wskazówki zegara były głośne.
  Dziewczyna oddychała głośno i płytko, jakby nie mogła złapać oddechu. Stormie wystraszyła się, lecz nie na długo ponieważ, zaraz w sali pojawiła się pielęgniarka, która nałożyła na twarz nastolatki maskę tlenową. Obserwowała jej każdy ruch, miała obawy, bała się o córkę. Gdy tylko kobieta ubrana na biało-niebiesko wyszła z pomieszczenia, matka znów powróciła do obserwowania córki.
***
  -Pani Lynch, proszę wstać... -Poczuła lekkie szturchanie i przyjemny głos pielęgniarki. Otworzyła zaspane oczy i zerwała się z krzesła, stając na baczność przed kobietą.
  -Tak? -zapytała zachrypniętym i zaspanym głosem. Siostra tylko uśmiechnęła się i posłała w stronę Stormie miły wzrok.
   -Lekarz prosi panią do swojego gabinetu. - odpowiedziała i zaczęła odłączać i podłączać coś do Rydel. Blondynka wstała i pokierowała się w stronę wyznaczonego miejsca. Lekko zapukała w białe drzwi i otworzyła je, nieśmiało wchodząc do pomieszczenia. Usiadła na krześle tak jak prosił lekarz i pytającym wzrokiem patrzyła na mężczyznę.
   -Nie będę owijał w bawełnę i przejdę od razu do konkretów. Wczoraj w nocy przeprowadziliśmy najważniejsze badania, z których wynika, że Pani córka, ma złośliwego raka nasadki mózgowej. Możliwe, że ...- Stormie przestała słuchać lekarza, łzy wcisnęły się jej do oczu i rozpłakała się jak małe dziecko.* Pani córka, ma złośliwego raka nasadki mózgowej.* Te słowa odbijały się jak echo w jej głowie, tworząc wielki zamęt. Kobieta nie dopuszczała do siebie takiej myśli, że jej córka może .. umrzeć.

   Z korytarza dobiegł przeraźliwy krzyk. Okazało się, że to pielęgniarka.. była przerażona. Gdy tylko zobaczyła lekarza, powiedziała jąkając się "Rydel..."I już wszyscy wiedzieli o co chodzi. Nic nie słyszała, nic nie widziała... Po prostu nic się nie liczyło...
*Płacz, cierpienie, miłość i tęsknota* Czy to pozwoli ujrzeć ludziom prawdziwe, szare realia?
~*~
                   Z transu wyrwał mnie głos mojej wychowawczyni.
 -Rydel czas na śniadanie. - krzyknęła i wyszła z pokoju. Niechętnie wstałam z łóżka i leniwie się przeciągnęłam. Wykonałam poranne czynności i doprowadzona do porządku wyszłam z pokoju. Przekroczyłam próg stołówki i wzrokiem szukałam swoich przyjaciół. Zauważyłam ich w jednym ze stolików, stojących w kącie sali. Przysiadłam się do nich, witając pozytywnym "heej". Chwyciłam bułeczkę i posmarowałam ją masłem, nałożyłam jeszcze na nią ser i pomidor, zaczynając konsumować posiłek.
  Tak, mieszkam w domu dziecka. Już od 5 lat wychowuję się z innymi dziećmi pod jednym dachem. Gdy miałam 13 lat zachorowałam na raka. Rodziców nie stać było na moje leczenie i mnie oddali do sierocińca, by to państwo zafundowało mi leki, a nie oni. Mimo ich dobrych myśli nie chcę ich znać. Są dla mnie nikim!
  Patrzyłam okrakiem na mojego przyjaciela -George'a. Miał brązowe włosy, ułożone na bok, jego policzki zdobiły dołeczki. Nieraz myślę, że jest dla mnie kimś więcej niż najlepszym przyjacielem. Gdy mnie przytula, czuję nie tylko ciarki, ale także motylki w brzuchu. Z resztą nie musi mnie przytulać bym poczuła się jak w niebie, wystarczyło to, że na mnie spojrzał lub uśmiechnął się do mnie.
   Wracając do mojego życia przed trafieniem do szpitala. Eh.. trochę trudno mi o tym mówić.
No, więc często kłóciłam się z rodzicami, chyba jak wszystkie nastolatki. Tylko, że większość z nich jest zbuntowana i rozpieszczona, a ja byłam inna. Robiłam wszystko, co mi kazano, byłam jak niewolnica. Na dodatek nie mogłam mieć chłopaka i nie mogłam spotykać się z przyjaciółmi, a jak już trafiła się okazja to zaraz musiałam wracać do domu. I mimo, że miałam starszego brata to i tak prawie wszystkie obowiązki obciążały mnie. Nie rozumiałam rodziców, tsaa chyba już byłych rodziców.
   Takie było moje życie przed chorobą, po prostu szare i dziwne. Teraz jest jeszcze bardziej szaro, lecz żyje mi się o wiele lepiej bez tego wszystkiego, co miałam wcześniej. Nawet się cieszę, że tu trafiłam.
  To na tyle. Zamykam swój pamiętnik i czekam na następna okazję opisania wam mojego życia.
Paaa
CZYTASZ =KOMENTUJESZ =POLECASZ xD
Hej! Oto prolog! hehe podoba się?
Jak na razie nie zapowiada się na dramat .. Ale zobaczycie później.
Pierwszy rozdział za tydzień lub dwa tygodnie. Dziękuję i paaaa <3
                                                            ~Don't Let Me Go
   

5 komentarzy:

  1. Prolog jest świetny :O
    Zapowiada się ciekawie ^^
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. wow. No nieźle powiem ci że się popłakałam w pewnym momencie. Czekam na więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebiaszczy początek! Czytałam to normalnie tak: :O
    Nie mogę się doczekać rozdziału <3
    ~JulkaXD

    OdpowiedzUsuń