piątek, 2 sierpnia 2013

001.-A co jeśli moje życie to jedno wielkie czarno-białe zdjęcie, pokolorowane zwykłą kredą która traci swoje barwy z każdą moją łzą?

   ~*~

   - Ale tak się stało i nagle się tam znalazłam. Byłam wtedy zupełnie mała. Młoda i głupia. I z początku taka nieszczęśliwa. - Opisywała kobiecie to po raz pierwszy. Uciążliwe zajęcia codzienne i dieta, uczucie, że została zhańbiona, zgubiona i porzucona. Przez pierwsze dni tak bardzo płakała. - Trudno mi wprost wyrazić, jaka się czułam nieczysta. I zdruzgotana, że nie udawało mi się nic, do czego, brałam się w życiu.

     Opowiadała, jak powoli przestawała płakać i rozpoczynała nowe życie. Jak nabierało ono znaczenia.
Wszystko się w niej zmieniało, zupełnie jak z nami. Zależało nam na tym świecie, choć to świat osobliwy.
Jej głos drżał, przez co trudno ją było zrozumieć. Opowiadała swoją historię na nowo, choć każdy wiedział, że to dla niej trudne. Musiała się przyzwyczaić, że każdemu będzie musiała mówić swój życiorys. Inni pomyśleliby,że Rydel sobie to wszystko zmyśliła, że nie może ona być tak doświadczona w życiu, mając zaledwie nieskończone 18 lat. Tak bardzo ją to bolało, czuła jak jej serce coś ściska, a potem rwie na kawałeczki. Mówiła prawdę, prawdę o swoim życiu, jednak większość ludzi nie doznało takiego bólu, a takie wydarzenia widzieli tylko w filmach. Smutne to, że nie interesuje ich los ludzi poszkodowanych przez świat.

   Średniego wieku kobieta popatrzyła na nią z pod swoich czarnych okularów, przyglądając się z zaciekawieniem i niedowierzaniem. Z oczu blondynki poleciało kilka gorzkich łez bólu i uczucia zignorowania. Kobieta wstała ze swojego miękkiego, obracanego fotela i obróciła się do Rydel tyłem, wyglądając przez duże okno. Wzdychała i szeptała coś sama do siebie, tak jakby była psychicznie chora. Nagle podeszła do Rydel i patrzyła jej prosto w oczy.

   - Czyli twierdzisz, że wszystko, do dobre zostało Ci odebrane? - krzywo na nią popatrzyła,  a w brązowych oczach blondynki znów pojawiły się łzy.

    - Mam niecałe 18 lat, a wy już karzecie mi się wyprowadzać z sierocińca. Wyrzucicie mnie i nie będzie was interesowało, co ze mną będzie. Jak już mam się wynosić to dajcie mi jakiś dach nad głową. Jestem samotna, nie mam rodziny, traktowałam was za nią, ale teraz tak jak moi wcześniejsi rodzice jesteście dla mnie nikim! - krzyknęła i wybiegła z gabinetu kierując się ku swojemu pokojowi.

        Dzieliła go razem ze swoją przyjaciółką i przyjacielem. Josh musiał mieszkać razem z dziewczynami ponieważ, wszystkie pokoje z chłopcami zostały pozajmowane.

      Rydel wbiegła do łazienki, zamykając drzwi  na kluczyk. Oparła się rękoma o umywalkę i zaniosła się niepohamowanym płaczem. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i wytarła swoje gorzkie łzy.


    Wszystko obraca się przeciwko niej po raz kolejny. To tak bardzo bolało. Całe 5 lat szukała na nowo swojego sensu życia, a teraz ta wieloletnia praca okazała się tylko zmarnowanym czasem. Wszystko runęło jak domek z klocków lego.

     Jej życie to wyrok, który spadł na nią niedawno i zanurzył ją w głębokiej wodzie życia. To stało się tak nagle, w ogóle nie była na to przygotowana. Życie pędziło dalej, jak rozpędzony pociąg, nie mogący się zatrzymać, nieraz nawet wypadał z torów, by już na nie nie powrócić.

     Gdyby nie te rodzinne słabości na pewno teraz byłaby szczęśliwą nastolatką z grupką przyjaciół, lecz jej klęska, śmiertelna choroba nie pozwoliły na to. Codziennie opłakiwała wszystko, co straciła, płakała, bo była samotna, bez przyjaznej duszy. Przez 5 lat poznawała siebie od nowa, tak jakby nie wiedziała kim jest i, co dla siebie i ludzi znaczy. Gdyby nie ten samotny pobyt w szpitalu, Delly dokładnie wiedziałaby co się dzieje. Gdy wyszła ze szpitala i usłyszała kilka znanych jej nazwisk to ludzi pamięta jednak jak przez mgłę.

  Oparła o białe kafle na ścianach i zsunęła się  w dół, jakby jej nogi nie miały w sobie siły. Leżała na zimnej posadzce, zanosząc się płaczem. Chwilę później porwał ją Morfeusz w swoje silne ramiona.

Będę Ci szeptać cichutko.

Podaruję Ci nic, tylko prawdę.


Jeśli nie jesteś we mnie


Pokładam moją przyszłość w Tobie



~*~  

     Otworzył swoje zaspane oczy i przeciągnął się leniwie. Stanął na zimnej podłodze, a przez jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Od razu w głowie pojawił mu się obraz ze wczorajszej nocy. Czasem szkoda mu jest tych ludzi, których zabijał. Większość z nich jest bez winy, a muszą płacić za grzechy znajomych czy bliskich. Tylko, że on nie jest sędzią i nie oczekuje prawdy, musi robić to co mu karzą, czyli zabijać.

    Miał wyrzuty sumienia, które nie pozwalały mu  żyć. Znalazł jednak na to rozwiązanie- narkotyki.
Gdy tylko czuje chęć lub gdy po prostu coś go męczy zażywa jedną dawkę, nieraz dwie. Ma wielkie szczęście, że żyje, bo po niektórych mieszankach można zejść. Podszedł do stolika nocnego gdzie był zapas strzykawek, igieł i co najważniejsze narkotyków. Dzisiaj postanowił sobie coś wstrzyknąć, nie miał ochoty na kokainę. Chwycił potrzebne narzędzia i przyszykował "miksturę". Przyjrzał się dokładnie białej cieczy i zwrócił igłę w swoją lewą rękę. Miał wielki problem z odnalezieniem nienaruszonej żyły, jednak udało się. Wbił igłę w jedne z miejsc nadgarstka i rozkoszował się przyjemnością jaką dawała mu strzykawka z narkotykiem. Lekkie szczypanie w ręce szybko minęło i mógł się dalej rozkoszować lekkimi zawrotami głowy.

 
    Zobaczył, że na stoliku nocnym leży jego zeszyt, w którym wczoraj zapisywał notatkę na temat tolerancji. Nigdzie nie pracował, więc te zapiski nie były nikomu potrzebne. Po prostu pisał tam o tym, że ludzie powinni się miłować, szanować...Powinni doceniać to co mają. Nie powinni wspominać, ale żyć chwilą. Pisał tam także to, co mu leży na sercu... jednym słowem był to taki  pamiętnik. Ten stary zeszyt znaczył dla niego, więcej niż wszystkie skarby świata. Kartka to była jego najlepsza przyjaciółka, nigdy go nie zdradzi. Chwycił w poranione ręce notes, by wymyślić kolejny wpis. Jego pismo nie było do końca kształtne i ładne, wszytko to zasługa trzęsących się rąk. Przyłożył stalówkę od pióra do kartki zaczynając pisać notatkę.

26.05.13
   Dzisiaj dzień matki! Mam dla mojej kochanej mamy prezent, lecz nie wiem, czy po tym co zrobiłem wpuści mnie do domu. Pewnie nie chce mnie widzieć na oczy, aż tak nisko się stoczyłem. 
Niektórzy mają kochającą rodzinę, ale i tak narzekają. 
Mimo, że popełnił tyle błędów, które tak bardzo raniły stare serca rodziców, to i tak oni będą czekać na niego z otwartymi ramionami. Niektórzy zaś mają tak, że kochają rodziców całym sercem, a oni po prostu zamykają im drzwi po nosem. Nie zawsze wina leży na stronie dzieci. 
    Na swoje życie nie narzekam. Mam wszystko co mi potrzeba, lecz takie dzieci z domu dziecka lub dziadkowie w domu starców mają przejebane życie... Nikt się nimi nie interesuje, patrzą na nich z pogardą, wyśmiewają, nie tolerują. TO TAKŻE LUDZIE! Tylko, że opuszczeni. Większość z nich nie ma przyjaciół, więc są sami na tym wielkim świecie. Chciałbym im pomóc, lecz ja sam w sobie nie mam wystarczająco siły, by odmienić los tylu ludzi. Nikt inny nie wyciągnie pomocnej dłoni, gdyż za wysoko się nosi, żeby coś takiego wykonać. 
   No tak zacząłem temat dnia matki - skończyłem na pomocy dla ludzi samotnych. Taki już jestem nie zamierzam się zmieniać.


   Po skończeniu notatki przyglądał się bez celu zapisanym literomZamknął zeszyt odkładając go na bok. Wstał na równe nogi, idąc w kierunku łazienki. Co chwilę musiał się podpierać ponieważ, po ostatniej mieszance nie może przestać kręcić mu się w głowie. Gdy tylko zobaczył się w lustrze, przeszedł mały zawał. Wyglądał  gorzej niż zjawa. Podkrążone oczy, czerwone białka, pocięte ręce i strasznie blada twarz.

      Opukał się zimną wodą,która działała odświeżająco. Wyciągnął z szafki puder i inne kosmetyki. Może i to wydaje się dziwne "chłopak się maluje", ale on w tej chwili nie miał innego wyjścia. Chwilę później  twarz Rikera  wyglądała w miarę dobrze. Rozczesał swoje blond włosy i ułożył je na bok. Umył zęby i ubrał się w czarne rurki, niebieską koszulkę i tego samego koloru vansy.

     Oglądnął się w lustrze i tylko jedno bardzo rzucało się w oczy. Mianowicie chodzi o rany po igle i żyletce.  Ranił się, ponieważ nie miał nikogo komu mógł się zwierzyć, robił to, bo żałował, że zaczął truć swój organizm. Chwycił w ręce czarną, skórzaną kurtkę, którą nałożył na swoje umięśnione ramiona. Wziął ze stołu kwiatki oraz małą paczuszkę  i wyszedł z mieszkania zamykając je na klucz. Wsiadł do Cher i wyjechał z piskiem opon. Oczywiście nie mógł prowadzić "pod wpływem", bo to zagrażałoby  jego życiu i innych pojazdów ruchu, jednak przyzwyczaił się do takiej jazdy. Chwilę później już był pod swoim byłym domem. Nie wiedział, czy ma wyjść, czy może jednak zostać. Pojedyncze krople deszczu spływały po przyciemnianej szybkie auta.Chwycił prezent i wyszedł z samochodu kierując się w stronę domu.

    Serce biło mu bardzo mocno, tak szybko, niczym galop konia. Ze stresu ręce pociły się i trzęsły, jednak nie miał ochoty rezygnować. Stanął na przeciwko drzwi,po czym po całym domu rozległ się charakterystyczny dźwięk pukania. Aż zakręciło mu się w głowie na samą myśl o tym, ze zaraz koło niego stanie ktoś z rodziny. Chwilę później drzwi otworzył uśmiechnięty Rocky. Gdy ujrzał blondyna, aż podskoczył z wrażenia. Bracia przytulili się, nic do siebie nie mówiąc, wystarczało im ich obecność. Tak bardzo mu tego brakowało. Po chwili w korytarzu stanął zaciekawiony Ross z Ryland'em. Oni także, gdy zobaczyli Rikera w progu byli nieźle zaskoczeni. Chwilę później cała rodzina tuliła się do niego, mówiąc jak bardzo go kochają.

     Weszli do domu składając po kolei mamie życzenia. Ostatni podszedł do niej najstarszy i założył jej na szyje naszyjnik w kształcie serca. Była to mała podzięka za ten trud poświęcony w młodym wieku. Stormie  uściskała syna i ucałowała w policzek. Usiadł na kanapie i opuszkami palców dotykał poduszek. Tak dawno tu nie był, jednak te wspomnienia nigdy nie wypadną mu z pamięci. Jego życie znów nabrało kolorów. Obiecał sobie, że rzuci narkotyki....Dla rodziny. Nadrabiali rok rozmów, co było niezwykle zadziwiające.Każdy chciał coś powiedzieć na swój temat. Mieli bardzo dużo do opowiedzenia.

    Nagle Ross przyniósł gitarę i podał ją najstarszemu bratu. Ułożył instrument na kolanach i lekko pociągnął struny.Gitara wydała swój charakterystyczny dźwięk. Nigdy tego nie robił i dawno nie słyszał brzmienia gitary. Nuty układały się w kolejności tworząc piękną melodię. Do dźwięku dołączył Ross, Rocky, po chwili rodzice i Ryland. Widząc oczekujące wzroki swoich rodziców Riker zaczął także śpiewać. Jego głos stracił już tą niesamowitość, więc z ust blondyna wydobył się zachrypiały dźwięk. Był zawiedziony tym, że nie może śpiewać jak wszyscy inni. c

    Nikomu nie przeszkadzało to, że nie ma już talentu. Kołysząc się na boki nucił znaną mu melodię. Dawno nie śpiewał i co najważniejsze, dawno nie był tak blisko z rodziną. Tak bardzo tęsknił za takimi czasami! Chciał do tego wrócić. Miał dość trucia się i zabijania niewinnych ludzi. Chciał z tym skończyć jednak to nie jest takie łatwe. W nałogu trudno się ograniczyć, a co dopiero z niego wyjść.

    Nagle wpadł na niesamowity pomysł- przeglądanie albumów. Uśmiechnięty wstał z kanapy i wyciągnął z jednej z szafek dwa duże albumy. Jeden podał rodzicom, a drugi położył sobie na kolana i zaczął przeglądać zdjęcia. Fotografie przedstawiały naszą całą rodzinę w komplecie. Nieraz były te zabawne chwile, a nieraz te smutne i złe. Nagle natchnął się na zdjęcie małej Rydel.


    Ross czy Ryland nie pamiętali kim ona dla Lynchów jest. Jednak Riker wie i bardzo tęskni. Wpatrywał się w zdjęcie i lekko kciukiem je dotknął. Nagle Ross zobaczył to i z zaciekawieniem wpatrywał się w fotografię.
    - Mamo kto to jest?- pokazał jej zdjęcie, mając dziwną minę. Stormie nie wiedziała co powiedzieć.

    -To jest Rydel... wasza siostra. - była smutna i trochę zdruzgotana.

    - CO?!?- krzyknął zdziwiony, Jak mogłaś mi o tym nie powiedzieć?!?! -zdenerwowany wyszedł z domu. Trzasnął drzwiami, tak, że cały dom się zatrząsł.

     Nagle w jego kieszeni urządzenie zwanym telefonem zaczęło wibrować wydając przy tym krótką, powtarzającą się melodię. Przeprosił rodzinę i wyszedł z domu. Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

  - Riker masz natychmiast przyjechać do naszej kryjówki! - krzyknął jedyny kolega Riker'a - Liam.
  - No dobra ... - odpowiedział i rozłączył się.
Odjechał spod domu z piskiem opon, jak zawsze. Nie umiał wyjechać normalnie. Dzisiaj był mały ruch więc mógł pozwolić sobie na dociśnięcie pedału gazu. Licznik wskazywał już ponad 170 km/h, a on dalej trzymał nogę na pedale. Nie miał ochoty zwalniać, więc jechał ze stałą prędkością 200km/h. Nim się obejrzał, był już pod opuszczoną fabryką, która była  kryjówką gangu. Riker i Liam razem handlowali narkotykami i zabijali tych, którzy nie zapłacili im za przesyłkę. Nie tylko dlatego mordowali ludzi.

     Wszedł do wielkiej hali rozglądając się na różne strony w poszukiwaniu Liam'a i Toma. Tom był szefem naszego "gangu". Ma już prawie dorosłą córkę - Juliette. On także należy do gangu. Rozkochuje w sobie nasze ofiary... No i na tym polega jej zajęcie. To bardziej dziwka, niż normalna dziewczyna, a takich Riker nie lubił.

    Tom podał mu kartkę ze zdjęciem, imieniem i nazwiskiem. Nie musiał mówić mu co ma zrobić, bo Riker doskonale wiedział. Skinął głową i razem z Liam'em wsiedli do czarnego Lamborghini. Mężczyzna na zdjęciu nazywał się John Colew. Z tyłu kartki zapisany był także adres zamieszkania oraz wszystkie dane faceta. Chwilę później byli już pod domem naszej ofiary. Mojej już ostatniej.

     Do domu weszli bez pukania. W prawej ręce trzymał pistolet, a  w lewej zdjęcie mężczyzny. Wbiegli do sypialni gdzie zastali Johna, który właśnie zażywał narkotyk. Dał znak Liam'owi, by go zabił. Ten podszedł do mężczyzny od tyłu i dźgnął go nożem w plecy. Zadał jeszcze kilka takich ciosów, a mężczyzna opadł bezwładnie na podłogę. Krew sączyła się z niego robiąc wielką czerwoną kałużę. Riker dziwnie się czuł widząc śmierć następnego człowieka. Usłyszał jakiś cichy szloch. Odwrócił się w stronę drzwi, myśląc, że ma jakieś złudzenia. Opierając się o futrynę stała tam zapłakana dziewczyna. Zapewne była to jego przyjaciółka lub partnerka.

     Razem z Liamem skierowali się w kierunku drzwi. Dziewczyna odsunęła się dając im pełne przejście.   Przechodząc obok niej Riker spojrzał na nią. Z jej oczu wyczytał strach, zdziwienie oraz smutek. Miała piękne ciemne, błyszczące oczy. Od płaczu zrobiły się czerwone, lecz i tak zahipnotyzowały go.

   Spoglądnęła na mojego kolegę, a ten widząc jej wzrok zamachnął się i już miał wbić nóż w jej klatkę piersiową gdy go powstrzymał Riker .

    - CO TY ROBISZ DEBILU?!- krzyknął na Liam'a i zabrał mu nóż z ręki. On chciał ją zabić jak ona nic nie zrobiła!

     - Ona nas wyda policji! - bronił się lecz go za bardzo nie słuchał. Podszedł do dziewczyny, ich twarze dzieliły nieliczne centymetry.

    - Nic tutaj nie widziałaś, jasne? - szepnąłem. Nie chciał jej zabijać lecz jeśli ich wyda nie będzie innego wyjścia. - Jeżeli nas wydasz policji obiecujemy, ze znajdziemy cię i zabijemy - Powiedział głośniejszym głosem i odsunęł się od niej. - Jasne?! - dodałem. Dziewczyna tylko skinęła głową na "tak", a Riker razem ze swoim towarzyszem wycofali się z miejsca zbrodni.

Co się dalej stanie? Jak na wiadomość o zabitym, przyrodnim bracie zareaguje Charlotte? Będzie chciała się zemścić?



*   *   *   *   *   *  *  *  *  *  *  *  *
Hej :D Oto rozdział pierwszy :3 huehue napisałam go! Yeah <3 Następny przygotuje Wam Weronika :D Nie dodałam jeszcze prologu z Rikerem... Zaraz się za to zabiorę :3 Więc oczekujcie jutro( albo nawet i dzisiaj) kawałka wstępnego życia naszego najstarszego blondyna i naszej kochanej Rydel<3
DZIĘKUJĘ I PAA <3  
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 

5 komentarzy:

  1. Hmmm. widzę, że rozdział z Rikerem strasznie podobny do poprzedniego bloga, ale nie przeszkadza mi to po prostu ominęłam ten fragment, który znałam :3 rozdział super i czekam na nexta <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Extra blog :D czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Extra blog :D czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko fajnie, tylko te przechodzenie z narracji trzecioosobowej do pierwszoosobowej wygląda no źle. BARDZO ŹLE. A czyta się dwa razy gorzej.
    Ale rozdział tak to jest całkiem spoko, tylko od następnego mi tak nie przeskakuj z narracjami!
    ~ Price

    OdpowiedzUsuń
  5. Uhuhuuu boski! no brak mi słów! piszesz rewelacyjne! bezbłędnie! czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń